Spektakl na postawie „Kubusia Fatalisty i jego pana” Denisa Diderota
wystawiony przez uczniów klasy drugiej
z okazji zjazdu absolwentów i zakończenia nauki w Collegium klas trzecich

Osoby:

Kubuś Fatalista – Bartek Załucki

Pan – Julian Gołębiewski

Kramarz (Żyd) – Kacper Morawski - Jaswal

Sędzia – Krzysztof Posorski

Tłum – Aron Kumor, Cezary Młyński, Stanisław Młyński, Ignacy Szymański

Reżyseria – Mateusz Marchlewski

Scenariusz – Helena Serocka

Oprac. Muzyczne – Karol Morawski-Jaswal

Dźwięk – Paweł Wilczewski 

Scena I

Narrator:

(Ze sceny, przy odsłoniętej kurtynie; na scenie duży stół ława; napis nad wejściem do zamku GOSPODA)

- Wielmożne panie i szanowni panowie przedstawiamy fragment słynnej opowiastki, napisaną przez słynnego francuskiego filozofa Denisa Diderota.

 Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy? Jak się zwali? Na co wam ta wiadomość. Skąd przybyli? Alboż, kto wie, dokąd dąży? Co mówili? Pan nic, Kubuś zaś, iż jego kapitan mawiał, że wszystko, co nas spotyka na świecie, dobrego i złego zapisane jest w górze.

 

Pan: (obaj panowie wchodzą na scenę) - Oto mi wielkie słowo!

Kubuś: - Mówił jeszcze, iż każda kula, która wylatuje w świat z rusznicy, posiada swój adres.

Pan: - Miał słuszność… i dostajesz kulkę pod swoim adresem, powiadasz.

Kubuś: - Zgadł pan: postrzał w kolano. Bóg tylko wie, co za przygody sprowadził na mnie ten postrzał. Trzymają się jedna drugiej, jak ogniwa łańcuszka. O gdyby nie ten postrzał, nigdy w życiu nie byłbym ani zakochany, ani kulawy.

Pan: - Byłeś zakochany?

Kubuś: - Czy byłem! Dobre pytanie!

Pan: - Z powodu postrzału?

Kubuś: - Z powodu postrzału.

Pan: - Nigdyś mi o tym nie rzekł ni słowa.

Kubuś: - Myślę sobie.

Pan: - Czemu?

Kubuś: - Temu, iż to słowo nie mogło paść ani wcześniej, ani później.

Pan: - I chwila opowiedzenia twoich amorów nadeszła?

Kubuś: - Kto wie?

Pan: - Na wszelki wypadek zaczynaj… (fragment muzyki z filmu „Love story; Kubuś „opowiada” panu gestykulując, przyjmując różne dziwne pozy; nie słyszymy tej opowieści; po krótkiej chwili pan krzyczy) – A, łotrze! A, zdrajco!... Widzę już, hultaju, dokąd zmierzasz!

Kubuś: - A ja sądzę, że pan nie widzi!

Pan: - Nie w tej kobiecie myślisz się zakochać!?

Kubuś: - Gdyby i tak było, cóż by można temu zarzucić. Czy człowiek ma siłę zakochać się lub nie zakochać? A kiedy jest zakochany, czy może postępować tak, jak by nie był? Gdyby tak było zapisane w górze, byłbym sobie sam powiedział wszystko, co pan ma zamiar mi powiedzieć; byłbym się wypoliczkował, tłukłbym głową o mur, wydzierałbym sobie włosy; wszystko to nie zmieniłoby sprawy ani o włos i mój dobroczyńca, o którym tylko, co ci opowiedziałem, byłby rogalem; zawsze wracam do poglądów mojego kapitana WSZYSTKO, CO SIĘ TRAFIA DOBREGO, CZY ZŁEGO, JEST ZAPISANE W GÓRZE

Pan: - Dumam nad jedną rzeczą, czyś ty przyprawił rogi swemu dobroczyńcy, bo tak było napisane w górze, czy też było napisane w górze, bo miałeś mu przyprawić rogi?

Kubuś: - I jedno i drugie było napisane obok siebie. Wszystko było napisane od razu. To niby wielka wstęga, która rozwija się po troszeczku…

Pan: - Ej, Kubusiu, co z ciebie za człowiek; więc ty wierzysz…

Kubuś: - Ani wierzę, ani nie wierzę…

 (Tak rozprawiając, Kubuś ułożył i zasnął. Pan z kolei, zjadając kawał czarnego chleba popijając kwaśnym, czerwonym winem, nadsłuchiwał dookoła, patrząc na chrapiącego Kubusia)

Pan: (po chwili trąca Kubusia) – Kubuś, Kubuś!

Kubuś: - Co takiego?

Pan: - Dnieje!

Kubuś: - Możliwe.

Pan: - Wstawaj!

Kubuś: - Po co.

Pan: - Bośmy źle trafili!

Kubuś: - Kto wie, czy lepiej trafimy gdzie indziej.

Pan: - Kubuś!

Kubuś: - Kubuś, Kubuś! Co z pana za człowiek?

Pan: - Co z ciebie za człowiek! Kubusiu, mój złoty, proszę cię.

(kurtyna opada; obaj ruszyli w drogę, schodząc ze sceny, gdy pan usłyszał, że coś podzwania Kubusiowi w kieszeni, zapytał) – Co to takiego?

Kubuś: - Klucze.

Pan: - Czemu ich nie oddałeś! Wybornie Kubusiu!

Kubuś: - Wiedząc, co jest napisane w górze człowiek nie wie, ani czego chce, ani co czyni; idzie za swoim urojeniem, które mieni rozumem, albo za swym rozumem, który często jest niebezpiecznym urojeniem, wychodzącym czasem na dobre, czasem na złe… (po krótkiej pauzie) – Niech diabeł porwie szynkarza i jego gospodę!

Pan: - Czemuż wysyłać do diabła bliźniego swego? To nie po chrześcijańsku!

Kubuś: - A toć ja, dalibóg, zostawiłem…

Pan: - Cóżeś zostawił?

Kubuś: (wywraca wszystkie kieszenie bez skutku) – Zostawiłem pod poduszką mieszek z pieniędzmi!

Pan: - Zegarek mój zostawiłem na kominku!

Kubuś: - Wracam do zamku! (wybiega za drzwi)

Pan: (zostaje na miejscu, z boku sceny, by zaczekać na Kubusia. Czeka chwilę, rozgląda się, z niepokojem) – Ani śladu! Hycel! Pies! Łajdak! Gdzie on siedzi? Co on robi? Potrzeba tyle czasu, żeby znaleźć sakiewkę i zegarek? Kości mu porachuję. (nadaremnie szuka zegarka w kieszeni, którego tam nie ma), – Co począć bez zegarka, tabakierki i Kubusia. Są to trzy pociechy mojego życia, które upływa na zażywaniu tabaki, spoglądaniu na godzinę i zadawaniu pytań… Kubusiowi… i to we wszystkich kombinacjach. Wieczorna resztka tabaki w mojej tabakierce stoi w stosunku prostym do zabawy lub odwrotnym do nudy w ciągu dnia. (Zwraca się do widowni)- Oswój się, człowieku z tym sposobem mówienia zapożyczonym z… geometrii, podoba mi się jego ścisłość! Biedny Kubuś…(kładzie się z boku sceny, w oczekiwaniu na Kubusia i zasypia)

 

Scena II

Kubuś: (wbiega na scenę) - Było tedy napisane w górze, iż jednego i tego samego dnia przytrzymają mnie, jako złodzieja i bandytę, zaprowadzą do więzienia i w dodatku pomówią o uwiedzenie dziewczyny.

Kramarz: - (przed kurtyną kram z różnościami) - Panie szlachcicu, mam paski, łańcuszki, tabakierki najnowszej mody, dewizki, pierścionki, pieczątki. Oto zegarek! Złoty, z podwójną kopertą, jak nowy…

Kubuś: - Szukam właśnie zegarka, ale to nie ten… (do siebie) – Przecież ten zegarek ofiarowany przez tego człowieka jest taki sam, jak mego pana. – Pokaż no, przyjacielu, ów złoty zegarek, mam jakieś przeczucie, że mi się nada…

Kramarz: - Na honor! Nie zdziwiłbym się: piękna, bardzo piękna sztuka, prawdziwy Julian Le Roi. Ledwo parę chwil jak go mam w posiadaniu; nabyłem go za bezcen, oddam też niedrogo. Lubię zysk mały, a częsty. Teraz lichy czas na interes (do siebie) – mogę ze trzy miesiące czekać na podobną gratkę – (do Kubusia) – Wyglądasz na poczciwego człowieka; wolę byś pan skorzystał, niż kto inny…

Kubuś: (do siebie) – Tak, to ten… (do kramarza) – Masz słuszność, ładny, bardzo ładny i wiem, że chodzi doskonale…. (wkłada zegarek do kieszeni) – Przyjacielu, dziękuję, ślicznie dziękuję!

Kramarz: - Jak to, ślicznie dziękuję?

Kubuś; - Tak, to zegarek mojego pana.

Kramarz: - Nie znam żadnego pana, zegarek jest mój, kupiłem go i zapłaciłem gotówką! (chwycił Kubusia za kołnierz i zaczął nim potrząsać)

Kubuś: (wyjmuje pistolet, przykłada do piersi kramarza) – Uciekaj albo zginiesz! (do siebie) – Mamy zegarek, pomyślmy o sakiewce…

Kramarz: (zbiera towary z kramu, idzie stronę Kubusia i krzyczy) – Złodziej! Złodziej! Morderca! Na pomoc! Do mnie! Do mnie!

Tłum: (osoby wbiegają na scenę) – Gdzie złodziej? Gdzie morderca?

Kramarz: - To ten! Złodziej! Wydarł mi przemocą zegarek!

Tłum: - Człowieku, toć złodziej by uciekał, a ten nie!

Kramarz: - Jestem zgubiony, jeśli mi nie pomożecie! Wart był 30 ludwików! Ratujcie mnie!

Tłum: (idzie w stronę Kubusia) - Złodziej! Złodziej! Morderca!

Kramarz: (tłum dopada Kubusia. Ten wymierza cios kramarzowi, on upada na ziemię; krzyczy, leżąc) – Ty łotrze! Łajdaku! Zbrodniarzu! Oddaj zegarek!

Tłum: - Oddasz, obwiesiu, łajdaku, a mimo to będziesz dyndał!

Kubuś: (zachowuje zimną krew) – Musi tu być komisarz policji, zaprowadźcie mnie do niego. Tam postaram się udowodnić, że nie jestem łajdakiem. Natomiast ten człowiek, może się nim łatwo okazać. Wziąłem mu zegarek, to prawda, ale to zegarek mojego pana. Nie jestem zupełnie obcy w tym mieście. Przedwczoraj wieczór byliśmy tu z moim panem i zatrzymaliśmy się u naczelnika sądu, jego dawnego przyjaciela. Proszę mnie zaprowadzić do pana sędziego.

(Kurtyna w górę; muzyka; wszyscy schodzą ze sceny schodkami z lewej strony i wracają schodkami z drugiej )

Scena III

 (wszyscy pozostają się na scenie; sędzia w todze siedzi w wygodnym fotelu)

Sędzia: - Ty żeś to, dobry Kubusiu. Co cię sprowadza samego z powrotem?

Kubuś: - Zegarek mojego pana. Wyjeżdżając, zostawił go na kominku, ja zaś, znalazłem go w walizce tego człowieka; dalej sakiewka, zapomniana przy łóżku też się odnajdzie, jeżeli pan rozkaże…

Sędzia: - …i jeśli tak jest zapisane w górze…

Kramarz: - (wskazując na osobę z tłumu) – To ten sprzedał mi zegarek!

Sędzia: - (do tej osoby) - Oddaj mu pieniądze. Czym prędzej wynoś się z okolicy, jeśli nie chcesz, aby cię w niej przygwożdżono na zawsze. Obaj bawicie się rzemiosłem, które nie wyjdzie wam na dobre - (zwracając się do Kubusia) – Teraz Kubusiu zajmiemy się sakiewką. kobieta, która ja sobie przywłaszczyła, stawiła się nie wzywana. I twierdzi, że nie ukradła jej, tylko sam jej ją dałeś.

Kubuś: - Ja sam?... Możliwe, ale niech mnie diabli porwą, jeśli sobie przypominam.

Sędzia: - No, Kubusiu, nie wyjaśniajmy dalej…

Kubuś: - Panie, przysięgam.

Sędzia: (potrząsając, trzyma sakiewkę w ręku) - Ile jest w sakiewce?

Kubuś: - Około 97 lirów.

Sędzia: (wyjmuje z sakiewki 2 liry i resztę wręcza Kubusiowi) – To będzie zapłata dla tej damy, a ty Kubusiu zmykaj do swojego pana.

Kubuś: (odchodząc, mówi do siebie) – Ech, pociesz się Kubusiu, czy nie dosyć szczęścia, że odnalazłeś swoją sakiewkę i pański zegarek i że cię kosztowało tak niewiele…?

(kurtyna opada)

Scena IV

(przed sceną; Kubuś podchodzi do śpiącego pana, ten się budzi)

Pan: - Chodź no, chodź, gałganie! Ja cię… (zaczyna mocno ziewać)

Kubuś: - Ziewaj pan, ziewaj do syta. A gdzie pański koń?

Pan: - Koń?

Kubuś: - Tak, koń.

Pan: - A zegarek?

Kubuś: - Oto jest.

Pan: - A sakiewka?

Kubuś: - Oto jest.

Pan: - Długoś siedział.

Kubuś: - Niezbyt długo, jak na to, com zdziałał. Posłuchaj pan. Przybyłem na miejsce, wdałem się w bójkę, poruszyłem całą wieś przeciw sobie, wzięto mnie za opryszka i złodzieja, zaprowadzono do sędziego, przeszedłem podwójne śledztwo, omal nie wysłałem dwóch ludzi na szubienicę, przyprawiłem człowieka o wygnanie z domu, pokojówkę o stratę miejsca, wmówiono mi, że spędziłem noc z kobietą, której nigdy nie widziałem i… jestem z powrotem

Pan: - A ja, czekając na ciebie…

Kubuś: - Było napisane w górze, że czekając na mnie, zdrzemnie się pan i że panu skradną konia. Nie myślmy o tym! Niewiele rzeczy jeden koń stracony, a może jest napisane w górze, że się odnajdzie…?

Pan: - Mój koń, mój biedny koń… Kubusiu, serce, nie gniewaj się. Postaw się na miejscu mojego konia, wyobraź sobie, że ciebie straciłem i powiedz, czy nie ceniłbyś mnie tym więcej, słysząc, jak wzdycham: „Mój biedny Kubuś…” (muzyka, schodzą ze sceny)

Koniec

(oklaski po krótkiej chwili)

Narrator:

Zapomniałem wam powiedzieć drodzy widzowie, że Kubuś nigdy nie wypuszczał się w drogę bez… bukłaczka wypełnionego, co najprzedniejszym napojem. W okolicznościach, które wymagały namysłu, pierwszym słowem Kubusia było: „Poradźmy się bukłaczka”. Tak ostatnim zaś słowem było „Takie jest zdanie bukłaczka i moje”.